(29.06.2016) Szkoła w kawałkach
Ośmioklasowa szkoła wcale nie musi oznaczać, że dzieci pozostaną w jednym budynku i z tymi samymi nauczycielami przez osiem lat. W skrajnym wariancie już dziesięciolatki trzeba będzie dowozić do szkół w większych miejscowościach.
Na pierwszy rzut oka ośmioklasowa szkoła powszechna, której utworzenie zapowiedziała w Toruniu w poniedziałek minister Anna Zalewska, może przypominać tę sprzed tzw. reformy Handkego wprowadzającej gimnazja. Ale różnic jest sporo. Przede wszystkim edukacja wczesnoszkolna zostanie wydłużona z trzech do czterech lat, a klasy V-VIII obejmą tzw. etap gimnazjalny.
To zaś oznacza, że szkoła powszechna wcale nie musi działać w jednym budynku. - Może realizować swoje działania w jednym, dwóch lub trzech budynkach - mówiła Zalewska i tłumaczyła, że chodzi o to, by nie marnować potencjału nauczycieli i gmachów po likwidowanych gimnazjach.
Osiem lat na trzy raty
W praktyce oznacza to, że gminy mogą podzielić szkołę powszechną na dwa etapy, np. I-IV i V-VIII albo I-VI i VII-VIII. A w obu przypadkach ten drugi etap może służyć połączeniu dzieci z kilku różnych szkół. To zaś oznacza, że w praktyce nawet dzieci, które dopiero idą do piątej klasy (zwykle 11-latki, ale też 10-latki, jeśli poszły do szkoły wcześniej), mogą być dowożone do jednej zbiorczej szkoły. Tak będzie w gminach wiejskich, które dziś zwykle mają po kilka małych podstawówek i jedno gimnazjum.
- U nas klasy VII-VIII będą dowożone do obecnego budynku gimnazjum, bo innego wyjścia nie ma, w podstawówkach się nie zmieszczą - zapowiada Marek Kaczmarek, wójt Tuczęp i wieloletni dyrektor gimnazjum. W gminie Tuczępy są dwie podstawówki, więc w jednym budynku obecnego gimnazjum w przyszłości będą się mieścić klasy VII-VIII z dwóch różnych szkół powszechnych. W praktyce powstanie więc „krótsze” gimnazjum.
W Krakowie będzie problem z pomieszczeniem dzieci, bo stare budynki podstawówek wcale nie są dziś puste. W aż 48 oprócz podstawówek działają przedszkola, a wiele ma szeroką ofertę zajęć dodatkowych. - Nie chcemy z nich rezygnować - mówią dyrektorzy. I dodają: - Jeśli zmusi się nas do przyjęcia dodatkowych klas, to będzie to oznaczało naukę na zmiany.
Puste budynki
W innych gminach po gimnazjach zostaną puste budynki.
W podkieleckiej gminie Sitkówka-Nowiny dziś działają trzy szkoły podstawowe i jedno gimnazjum. Dodatkowe klasy VII i VIII pomieszczą się tu w podstawówkach. - Problem będzie z budynkiem gimnazjum dla 600 uczniów, który wybudowaliśmy w 2000 r. - zaznacza wójt Stanisław Nowaczkiewicz. - Nie możemy zlikwidować podstawówek i skumulować uczniów w budynku gimnazjum. Na takie rozwiązanie na pewno nie zgodzą się rodzice - dodaje.
Według szacunków skarżyskiego magistratu po likwidacji gimnazjów miasto straci też 250 uczniów, którzy przejdą do szkół średnich prowadzonych przez starostwo. Bo dziś za licea i technika odpowiadają nie gminy, ale powiaty! To zaś oznacza mniej pracy dla nauczycieli z gminy, którzy mogą znaleźć pracę w powiatowych szkołach średnich, ale wcale nie muszą. Bo tam już dziś wielu nauczycieli pracuje na niepełnych etatach. - Dyrektorzy w pierwszej kolejności im dołożą godziny lekcyjne w dodatkowych klasach - przewiduje ZNP.
- W szkole usłyszałam, że teraz lepiej zapisać się do nauczycielskiej „Solidarności”, bo ten związek zawodowy lepiej żyje z władzą - mówi nauczycielka jednego z podpoznańskich gimnazjów.
Wymiana dyrektorów
Nieco inna jest sytuacja w miastach na prawach powiatów, które kierują wszystkimi typami szkół. Czeka je układanie sieci szkół od nowa, tak by jak najlepiej zagospodarować wszystkie budynki.
Piotr Kowalczuk, wiceprezydent Gdańska: - Dla nas to likwidacja 46 gimnazjów: 10 samodzielnych i 36 w zespołach. W tych placówkach pracuje 951 pracowników administracji i obsługi, to 838 etatów oraz 3405 nauczycieli, którzy mają 1249 etatów. To też pożegnanie 46 dyrektorów.
A wiele wskazuje na to, że w szkołach podstawowych przerobionych na powszechne dyrektorów też trzeba będzie „pożegnać” i wybrać na nowo, bo jak tłumaczy ZNP, powstaną nowe typy szkół i tego wymaga prawo oświatowe. - Ponadto w zeszłym tygodniu Sejm zdecydował, że dyrektorów będziemy teraz wybierać inaczej. Zwiększy się rola rodziców, ale i kuratorów oświaty, wszystko kosztem samorządów - mówi Sławomir Broniarz, prezes ZNP. - Teraz kurator to ministerialny urzędnik, który zamiast sprawować nadzór pedagogiczny, będzie strażnikiem politycznej poprawności. Od lat prosiliśmy o zwiększenie roli kuratorów, ale nie w taki sposób.
Zapowiedziana w poniedziałek reforma to setki niewiadomych i pytań od rodziców, samorządowców i nauczycieli, dlatego we wtorek ZNP zaapelowało do MEN o uruchomienie infolinii, na której zdezorientowani uzyskają odpowiedzi na pytania związane z reformą.
Źródło - Gazeta Wyborcza (29.06.2016) Autor: Justyna Suchecka, Krzysztof Łakwa
|
||||||
© 2014. Oddział Międzygminny ZNP w Mysłowicach. Wszystkie prawa zastrzeżone. |