Kliknij tutaj Witamy na stronie Związku Nauczycielstwa Polskiego Oddział Międzygminny w Mysłowicach

AKTUALNOŚCI  

 

(21.02.2018)  "Karcianki" zmieniły się w "darmówki". Nauczyciele wciąż prowadzą dodatkowe zajęcia za darmo
Ministerstwo Edukacji Narodowej zrobiło ukłon w stronę nauczycieli i zlikwidowało godziny karciane. Ale wielu z nich nadal prowadzi zajęcia za darmo. Zmieniła się tylko nazwa. Związek Miast Polskich apeluje do MEN o dofinansowanie tych zajęć.

– Jedną z pierwszych decyzji szefowej MEN będzie zlikwidowanie godzin karcianych – zapowiadała w exposé premier Beata Szydło. Anna Zalewska szybko wypełniła tę obietnicę, złożoną zresztą głównie walczącej o to od lat nauczycielskiej „Solidarności”.

Godziny karciane wymyśliła minister w rządzie PO-PSL Katarzyna Hall. O ich wprowadzeniu zdecydowano 10 lat temu, gdy rząd zakładał, że wszystkie sześciolatki pójdą do szkoły i będą miały w nich opiekę niemal jak w przedszkolach. Świetlica miała być czymś więcej niż „przechowalnią” po lekcjach, więc w pracę w niej mieli być zaangażowani wszyscy nauczyciele. MEN ustalił, że będą to dwie godziny w tygodniu. Dodatkowe godziny wprowadzono też w gimnazjach (dwie w tygodniu) i szkołach średnich (jedną). Przeznaczono je na pracę indywidualną z uczniami – z tymi szczególnie zdolnymi lub potrzebującymi wsparcia.

Za tę pracę nie było dodatkowego wynagrodzenia. „Karcianki”, zwane też „hallówkami”, odbywały się w ramach 40-godz. tygodnia pracy nauczycieli (w tym 18 godzin to pensum, czyli zajęcia przy tablicy). W skali kraju nauczyciele poświęcali więc uczniom dodatkowe 23 mln godzin rocznie.

Minister Zalewska likwiduje godziny karciane
Gdy Zalewska likwidowała godziny karciane, mówiła: – To niemoralne, żeby w XXI w. zmuszać nauczycieli do dodatkowych dwóch godzin pracy.

I przekonywała, że za te zajęcia samorządy powinny płacić. W odpowiedzi na interpelacje zaniepokojonych posłów, którzy obawiali się, że po zmianie przepisów zajęcia dodatkowe znikną zupełnie ze szkół, pisała: „Za realizację zadań dydaktycznych, opiekuńczych i wychowawczych szkoły odpowiada dyrektor danej szkoły, który ma możliwość motywowania nauczycieli do podejmowania ww. zadań w postaci dodatku motywacyjnego do wynagrodzenia”.

Tyle że to możliwość, a nie obowiązek, więc dyrektorzy mogą zupełnie dowolnie nagradzać pracowników. Same dodatki zaś są zróżnicowane. Zwykle to między 50 a 200 zł brutto miesięcznie. Jeśli nawet uznać, że to nagroda za 8-10 godzin miesięcznie dodatkowo poświęcanych uczniom, średnia kwota za jedne zajęcia jest niewysoka.

Tym samym godziny karciane po prostu zmieniły nazwę i nadal funkcjonują w systemie edukacji. Większość szkół nazywa je „statutowymi”, bo zajęcia, które są na nich prowadzone, wynikają z zapisów w szkolnych statutach. W innych nazywa się je „wolontariatem”. – Tyle że przymusowym. Bo który nauczyciel odmówi dyrektorowi prowadzenia bezpłatnych zajęć? – mówi Tomasz, historyk z Poznania. Z tego powodu nauczyciele nazywają te zajęcia „darmówkami”.

– Likwidacja godzin karcianych była w MEN przedstawiana jako sukces, a jest porażką – mówi Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego. I dodaje, że wielu nauczycieli dziś zmuszanych jest do nieodpłatnej pracy przez więcej niż dwie godziny w tygodniu. A zależy to od dyrektora szkoły.

Samorządowcy apelują do MEN o pieniądze na dodatkowe zajęcia
MEN na dodatkowe zajęcia nie przekazało ani złotówki. Tymczasem samorządowcy wyliczyli, że gdyby chcieć utrzymać wszystkie zajęcia wynikające z „hallówek”, trzeba by było wydać aż 1,7 mld zł rocznie.

W lutym Związek Miast Polskich zaapelował do Zalewskiej o zwiększenie dofinansowania samorządów na organizację zajęć pozalekcyjnych. Jak podkreśla ZMP, praktyki gmin są tu różne, ale przyznaje, że jednym z rozwiązań jest nieodpłatne prowadzenie zajęć przez nauczycieli. Dzieje się tak m.in. dlatego, że samorządy zmuszono do dodatkowych wydatków związanych z likwidacją gimnazjów i wydłużeniem podstawówek.

W stanowisku ZMP czytamy: „Wiele samorządów wciąż boryka się z organizacją pracowni przedmiotowych, które uniemożliwiają pełną realizację podstawy programowej. Niestety, przeprowadzając zmianę ustroju szkolnego, nie zabezpieczono samorządom odpowiedniego wsparcia w obszarze związanym z dostosowaniem warunków kształcenia”.

ZNP: Liczymy na posłów
Z kolei ZNP zwraca uwagę, że nauczyciele nie tylko nieodpłatnie prowadzą kółka przedmiotowe czy zajęcia wyrównawcze, ale także udzielają pomocy psychologiczno-pedagogicznej. Z ankiety przeprowadzonej przez ZNP wynika, że co druga podstawówka angażuje nauczycieli do prowadzenia takich zajęć w sposób całkowicie lub częściowo niezgodny z prawem.

Jak informuje „Głos Nauczycielski”, sprawą ma się zająć sejmowa komisja edukacji. – Liczymy na posłów, bo to dla nas rzecz niezwykle istotna – mówi Broniarz. Pytany, dlaczego nauczyciele nie protestują, dodaje: – W nauczycielach jest duży lęk przed dochodzeniem swoich praw z obawy przed utratą pracy. Sytuacja w szkołach po reformie jest wyjątkowo niepewna. Ludzie godzą się na rzeczy, na które jeszcze niedawno by sobie nie pozwolili.



Źródło - Gazeta Wyborcza, Justyna Suchecka (21.02.2018)

 

 

 

 

 


© 2014. Oddział Międzygminny ZNP w Mysłowicach. Wszystkie prawa zastrzeżone.