Kliknij tutaj Witamy na stronie Związku Nauczycielstwa Polskiego Oddział Międzygminny w Mysłowicach

AKTUALNOŚCI  

 

(13.04.2015)  Kartę nauczyciela trzeba wyrzucić do kosza
System oświatowy się zużył i potrzebny jest nowy. Samo dodanie do niego miliardów niewiele zmieni - mówi Joanna Kluzik-Rostkowska, minister edukacji narodowej.

Rozmawiali Bartosz Marczuk, Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin

- Co pani zrobi, kiedy 18 kwietnia 15 tys. nauczycieli z ZNP przyjdzie demonstrować pod Ministerstwo Edukacji?
- Wyjdę do nich i powiem to, co mówiłam kilkakrotnie szefostwu ZNP: pieniędzy w systemie mamy sporo, na pewno można je lepiej zagospodarować. Kampania nie jest najlepszym momentem na spokojną debatę, ale jeśli mają pomysł i biorą odpowiedzialność za zmiany w Karcie nauczyciela, to rozmawiajmy.

- Jednak teraz ma pani konkretny problem. Związki domagają się 10 proc. podwyżki płac dla nauczycieli. Rządy PO nauczyły je, że dostają pieniądze, jeśli głośno się ich domagają. Dawały im podwyżki, ale nie wprowadzały reform strukturalnych. Czy tym razem znowu ulegniecie?
- Nie. 10 proc. podwyżki to 4 mld zł, których w budżecie na 2016 r. po prostu nie ma. Po drugie finansowanie oświaty wymaga solidnego przeglądu, dorzucanie kolejnych pieniędzy bez reformy byłoby ich marnowaniem. Przed rokiem 2008 płace w oświacie były rzeczywiście marne. Mimo kryzysu i trudnej sytuacji finansowej państwa rząd zdecydował się na solidne podwyżki. Gdybym mogła cofnąć czas, namawiałabym rząd do tego, by podwyżki związał z reformą Karty nauczyciela.

- Teraz nauczyciele zarabiają 50 proc. więcej niż wtedy.
- Tak, bo dosypaliśmy do systemu 15 mld zł. W tym czasie ubyło nam 11 proc. nauczycieli i 23 proc. uczniów. Efekt - znacznie więcej pieniędzy dla znacząco mniejszej grupy ludzi. Jeśli związki zawodowe nie zauważyły tak dużego dopływu pieniędzy do systemu, to znaczy, że system się zużył i potrzebny jest nowy. Samo dodanie miliardów niewiele zmieni. Tymi pieniędzmi trzeba lepiej gospodarować. Uniemożliwia to jednak zła ustawa, jaką jest Karta nauczyciela. Dlatego nie mam wątpliwości, że Kartę trzeba wyrzucić do kosza i napisać nowoczesną ustawę regulującą prawa nauczycieli i dyrektorów szkół. Po to, by efektywnie edukowali tych, którzy są podmiotem edukacji - czyli uczniów.

- Co konkretnie złego jest w Karcie nauczyciela?
- Bardzo przeszkadza w pracy dyrektorowi szkoły, przeszkadza też najlepszym nauczycielom, za to pomaga nauczycielom słabym utrzymać się w pracy. Mamy cztery stopnie awansu. Jeśli ktoś się postara, przechodzi przez nie w osiem-dziewięć lat i osiąga najwyższy szczebel. Jak motywować tego nauczyciela przez następnych 25 lat, skoro osiągnął już wszystko, co mógł osiągnąć, łącznie z najwyższą możliwą pensją o urzędowo ustalonej wysokości?

- Dodatkiem motywacyjnym, mówi ZNP.
- Ten dodatek jest niewielki, a praktyka jest taka, że pieniądze rozdaje się po równo. To nie jest motywujące. Dyrektor nie ma żadnego dobrego narzędzia nagradzania i motywowania tych najlepszych, nie ma też żadnego narzędzia, które pozwoli mu swobodnie konstruować grono pedagogiczne, z którym chce współpracować.

- Mówiąc wprost - zwalniać.
- Oczywiście. I na to miejsce przyjmować dobrych, którzy stworzą doskonały zespół.

- Przewodniczący ZNP przekonuje, że dyrektor może wpływać na jakość pracy nauczyciela, bo wystarczy jedna negatywna ocena wystawiona przez niego, żeby zwolnić słabego pedagoga.
- Powinien porozmawiać z dyrektorami, którzy zdecydowali się na taki krok. Mówią tak: efektem jest kilka lat wielkich emocji i dewastacji środowiska szkolnego. Po raz drugi tego nie zrobię. Już wolę pracować ze słabym nauczycielem. W efekcie o tym, kto zostaje w zawodzie, nie decyduje to, kto jest najlepszy, tylko czy go łatwo zwolnić. A bez Karty nauczyciela też można stworzyć dobre warunki pracy. Podam przykład szkoły w Gdańsku-Kokoszkach. Nowa, duża, zaraz po zbudowaniu miasto przekazało ją stowarzyszeniu. Nauczyciele pracują na podstawie Kodeksu pracy, 40 godzin w tygodniu, z czego 25 przy tablicy. Pojechałam tam, bo to pierwsza tak duża szkoła przekazana stowarzyszeniu. I okazało się, że jest tam miejsce dla 62 nauczycieli, ale chętnych do pracy było 700. O zatrudnienie starali się oczywiście ci, którzy go nie mieli, ale też entuzjaści, którzy byli blokowani w swoich środowiskach za „nadgorliwość”, bo im się chciało więcej. Teraz nikt ich nie blokuje.

- Czy ta szkoła lepiej działa niż inne?
- Najwyraźniej tak, skoro 40 proc. dzieci jest spoza rejonu. A w przyszłym roku ma tam być dziewięć pierwszych klas.

- To dlaczego nie zlikwidujecie Karty?
- Kiedy obejmowałam stanowisko, zastałam propozycje zmian w Karcie przygotowane przez moje poprzedniczki. Zmiany istotne, ale fragmentaryczne. Musiałam zdecydować, czy forsować ten projekt, czy uznać, że skoro Karta budzi tak wielkie emocje, to jeśli już zmieniać, to kompleksowo. To wymaga dwóch lat spokojnej pracy i negocjacji. Kampanie wyborcze „x 4” na pewno temu nie sprzyjały. Uznałam, że poświęcę ten czas na wypracowanie zmian na rynku podręczników.

- Po wyborach będzie odpowiedni czas?
- Ktokolwiek będzie ministrem edukacji, nie ucieknie przed tym.

- Na razie jednak w poniedziałek przyjadą nauczyciele na demonstrację. Pani mówi, że nie da im podwyżek. A jeżeli wcześniej premier Ewa Kopacz powie, że da od 2016 r. 10 proc. podwyżki, to co pani zrobi? Poda się do dymisji?
- Będę przekonywać, że dodanie kolejnych pieniędzy bez reformy to zły pomysł. Mój komunikat dla związków zawodowych jest taki - pieniędzy w systemie mamy dużo, trzeba je lepiej zagospodarować. W kampanii dominują emocje, zostawmy tę rozmowę na czas po wyborach. Jeśli jednak ZNP ma propozycje mieszczące się w dzisiejszych 40 mld subwencji, rozmawiajmy.

- A jeśli przyjdą z propozycjami i powiedzą: dajcie te podwyżki i porozmawiamy o Karcie? Może warto dać im trochę w zamian za zgodę na zmiany?
- Po pierwsze, nie mamy tych pieniędzy. A po drugie, system trzeba zbudować od nowa, tymczasem do wyborów mamy zaledwie osiem posiedzeń Sejmu. Nawet gdybyśmy te pieniądze mieli, to jak wy to sobie wyobrażacie? Czasu niewiele, za to emocji co niemiara.

- Według związków czas jest odpowiedni, bo w maju przygotowuje się założenia do przyszłorocznego budżetu.
- Są gotowi na głębokie zmiany w Karcie? Rozmawiajmy.

- Poda się pani do dymisji, kiedy premier będzie naciskać, żeby dać te podwyżki?
- Najpierw minister finansów musiałby zdecydować, komu zabrać te 4 mld zł. Nie przewiduję sytuacji, w której premier będzie na mnie naciskać.

- Czyli rząd idzie ze związkami na wojnę?
- Byłam na paru wojnach i wiem, jak one wyglądają. To nie jest wojna. Ale uważam, że byłoby barbarzyństwem dosypywać pieniądze do tego dziurawego worka.

- Skoro jest tak źle, to dlaczego polscy uczniowie tak świetnie wypadają w PISA?
- My umiemy bardzo dobrze przekazywać wiedzę. Mamy kłopot z indywidualnym podejściem do ucznia i z tzw. umiejętnościami miękkimi. Świetnie wypadliśmy w badaniach PISA, bo kilka lat temu inaczej zdefiniowaliśmy oczekiwania na wyjściu z gimnazjów. Postawiliśmy m.in. na umiejętność samodzielnego myślenia.

- A to nie kwestia korepetycji, za które płacą rodzice?
- Niestety, nie są one bez znaczenia. Szkoła, w której wiele dzieci korzysta z korepetycji, to szkoła, która powinna mieć poczucie klęski. Nauczyciele muszą wyjść z roli wszechwiedzących mędrców, odejść od tablicy i stać się przewodnikiem uczniów.

- Nauczyciele raczej nie wychodzą z roli mędrców.
- Niektórzy już dawno wyszli i chylę przed nimi czoła. Inni ciągle najpewniej czują się w roli autorytetu, który płynie „z urzędu”. Pamiętam pewną szkołę, w której ławki ustawiono w podkowę, żeby dzieci mogły się widzieć i współpracować ze sobą. Przyszedł sanepid i orzekł, że tak nie może być, bo dzieciom, gdy tak siedzą, wykrzywia się szyja. Owszem, wykrzywia się, jeżeli nauczyciel stoi pod tablicą i one muszą patrzeć w bok. Jeżeli jednak nauczyciel siedzi między nimi, to nic im się nie wykrzywi.

- Czy jednak wyniki w testach mówią wszystko o jakości nauczania w szkole?
- Niestety szkoły poddały się rankingomanii. Przekonałam się o tym przy okazji niedawnego egzaminu szóstoklasisty. Dyrektorka szkoły przyszła do klasy i powiedziała dzieciom, że muszą dobrze wypaść, bo od tego zależy ich życie. Te wyniki nie wpłyną na uczniów, tylko na szkołę, po co straszyć dzieci?

- W Kanadzie dzieci dobierają sobie panele przedmiotowe i uczą się według nich. W Polsce nauczyciel ma podręcznik i boi się eksperymentować.
- Wcale nie musi korzystać z podręcznika! Podręcznik jest tylko dodatkiem do pracy.

- To dlaczego korzysta? Boi się dyrektora, rodziców?
- Do niedawna nauczyciele do kompletu komercyjnych podręczników dostawali plik materiałów, w którym było wszystko: scenariusze lekcji, propozycje klasówek. Kiedy wprowadzaliśmy nowy podręcznik, powiedzieliśmy: teraz będzie inaczej, sami będziecie decydować, jak prowadzić lekcję. I wtedy ruszyły pytania: „Jak to, to ja mam teraz sam wymyślić temat lekcji?”. Jest też oczywiście spora grupa, która cieszy się z wolności. Jednak części nie mieści się w głowie, że musi zrobić coś samodzielnie. Druga sprawa - ocena kształtująca, trzeba opisać, w czym dziecko jest dobre. Część chętnie je pisze, ale inni korzystają z gotowych wzorów: kopiuj-wklej. Bez sensu. Dlatego dajemy możliwość stosowania takich ocen, ale nie wprowadzamy ich obligatoryjnie.

- To może tych dobrych nauczycieli promować?
- Oczywiście! Tylko jak? Skoro jest Karta nauczyciela. Idea zwana Kartą nauczyciela jest ważniejsza niż uczniowie i nauczyciele.

- Więc wyjdzie pani do tych nauczycieli w sobotę?
- Ja mam z nimi stały kontakt. Z innymi związkami też. Spotykam się z Solidarnością. Oczywiście walczą o prawa pracownicze - to rola związku - ale nie mają nic przeciwko temu, żeby opisać od nowa system edukacji, a Kartę nauczyciela, jeden z pierwszych dokumentów stanu wojennego, wyrzucić do kosza. Dla ZNP to jest nie do przejścia, bo bez tej karty nie wyobrażają sobie edukacji.





Źródło - Wprost (13.04.2015)

 

 

 

 

 


© 2014. Oddział Międzygminny ZNP w Mysłowicach. Wszystkie prawa zastrzeżone.